Nie znoszę natomiast jak ktoś przychodzi, kiedy nie jesteśmy umówieni. W ogóle stresuje mnie nieoczekiwany dzwonek domofonu lub pukanie do drzwi. Jestem wtedy jak jakiś renegat, jak ścigany listem gończym przestępca. Dźwięk domofonu wzbudza we mnie głęboki lęk i potrzebę ucieczki.
Tak się stało dzisiaj. A nawet gorzej. Rano. Ja sama w domu, tylko ze zwierzyną, a co za tym idzie w dresie i bez makijażu. Słyszę pukanie do drzwi. Pukanie! czyli ktoś nawet nie użył domofonu, jakoś tak po prostu znalazł się na klatce. Wstaję ostrożnie, jak nindża, na palcach podchodzę do drzwi, zaglądam przez wizjer. A tam stoi sobie Pan. Ale nie taki sobie zwykły. Pan jest ogromny, ma ze 2 metry wzrostu i z 4 metry obwodu.
Wbrew wszelkim zasadom bezpieczeństwa i logiki- otwieram drzwi. Ślepy kot ucieka w popłochu, tchórzliwy pies chowa się za rogiem. A ja otwieram.
"Tak słucham"- mówię zadzierając głowę i starając się spojrzeć Panu w oczy.
"Dzień Dobry, kochanieńka!" zawołał Pan serdecznie "Jestem kominiarzem! Ale dziś nie przyszedłem, żeby czyścić Pani komin, Hłe, hłe, hłe" Zaśmiał się rubasznie ogromny wręcz Pan kominiarz.
"To dobrze, bo mój komin tak się składa że jest super czysty" odpowiadam, przypominając sobie wszystkie straszliwe historie, o staruszkach, które otworzyły drzwi różnym inkasentom a następnie zginęły marnie z rąk tychże fałszywych gazowników czy innych energetyków i potem zjadł je własny kot. Rozglądam się nerwowo, drzwi już zamknąć nie dam rady, bo brzuch pana Kominiarza w dużym stopniu wypełnił już mój przedpokój choć jego stopy wciąż znajdowały się za progiem. Szukam wzrokiem psa. Mam przecież psa. Pies budzi respekt. Katem oka widzę mojego psa, który z podkulonym ogonem rakiem wycofuje się za kanapę. Trudno. Zginę dziś niestety. A tu Pan Kominiarz tubalnym głosem ciągnie swoją kwestię:
"Dziś pozdrawiamy wszystkich lokatorów, bo mamy Jubileusz. Kominiarze szczęście przynoszą, kochanieńka." i wciska mi do ręki kolorowo zadrukowany kartonik z marnej jakości grafiką.
"No to świetnie, bardzo mi miło" Odpowiadam patrząc podejrzliwie na pana Kominiarza i biorąc kartonik, który wciska mi w dłoń.
"No, więc nie czyścimy tych kominów dziś, tylko te życzenia jubileuszowe i może by Pani chciała wspomóc..." pan Kominiarz znów śmieje się rubasznie
"Wie Pan, ja to chyba nic nie mam" mówię niepewnie
"No tak, to widzę. Ale może Pani coś znajdzie. No chyba, że chce Pani mieć pecha"
Pecha mieć nie chcę. Wiadomka. Sięgam do torebki, wyjmuję portfel, szukam, szukam. Nic nie znajduję. Sytuacja robi się coraz bardziej napięta. Nagle wpada mi do głowy taka myśl-błyskawica. Ostatnia deska ratunku.
"Wie Pan, pieniędzy nie mam. Ale mogę Panu dać czekoladę" mówię, wyciągając do niego rękę z tabliczką czekolady wygrzebanej z torebki.
Ogromne oblicze pana Kominiarza rozjaśnia się. Bierze czekoladę, uśmiecha się i mówi:
"No teraz to będzie Pani miała dużo szczęścia".
Odwraca się. Odchodzi. Ja zamykam drzwi.
Do teraz nie wiem, czy chciał mnie okraść i tego nie zrobił, bo zobaczył, że nie ma czego kraść, czy dlatego ze przestraszył się, bo jak wspomniałam byłam bez makijażu, czy na prawdę czekolada uratowała mi życie. Na dodatek jestem sprytna, bo w torebce były 2 czekolady...
Podobał Ci się ten tekst? Przeczytaj także:
Ten pan kominiarz był chyba i u mnie - albo jakiś jego klon. Ja mam dodatkowo ten problem, że moja suka jest aż nadto odważna i drze pysk tak głośno, że nie słyszę, co mówi gość; już sam ten fakt nastawia mnie wrogo. Nienawidzę niezapowiedzianych gości - ci mile widziani zawsze się zapowiadają. Co do kominiarskiego żebractwa: ci panowie mają z kominiarzami tyle wspólnego, co ja, a nawet jeśli coś mają, nie sądzę, żeby datki szły na jakieś kominiarskie wdowy i sieroty. Mam na takich jeden tekst: "Och, jak mi przykro, nie mam w domu gotówki. Akceptuje pan płatności kartą?" ;)
OdpowiedzUsuńNo ten nawet nie mówił że na wdowy i sieroty. Tylko na Jubileusz.... Czekolada wydawała się na miejscu :)
UsuńOdważna jesteś, bardziej niż Twój pies i kot:))
OdpowiedzUsuńA zapłata dla kominiarza w postaci czekolady jak najbardziej w porządku.
Do mnie przychodzą dwa razy w roku i potem w domu pachnie skrzyżowaniem wędzonki z pyłem węglowym:)))
Kot jest ogólnie dosyć odważny, ale jest ślepy więc nie mogę za bardzo liczyć na to, że mnie obroni. :)
Usuń