Są w życiu różne dylematy. Nie chciałabym zalewać Was takimi
oczywistymi, na które raczej odpowiedź jest jasna, z cyklu czy rzucać pracę,
której się nienawidzi aby zająć się hodowlą Alpak, kóz miniaturowych i
rozmarynu, czy jednak zostać w tej pracy i umierać powoli każdego dnia,
zamiatając żyletki pod dywan, choć nie wiadomo jak długo. Nie. Chodzi mi raczej
o dylemat życiowy, który pewnie większość z Was miała. Może pomożecie mi
zadecydować.
Przypomnijcie sobie taką sytuacje, albo wyobraźcie, jeśli
nie pamiętacie aby Was to kiedykolwiek spotkało. Jesteście na spacerze z psem.
Jest wieczór i jest ciemno. Idziecie sobie spokojnie, snując rozważania na
temat hodowli pomidorków koktajlowych, pies staje na trawniku i przybiera
pozycję pingwina. Przystajecie, staracie się nie patrzeć, bo to nic
przyjemnego, a pies zresztą tez nie musi lubić obserwacji w tym jakże intymnym
momencie defekacji. Szukacie więc w kieszeni woreczka na kupę, znajdujecie,
pies skończył, więc…
No i właśnie tu pojawia się dylemat. Jak już wspomniałam
jest ciemno, więc świecicie sobie telefonem i pojawia się wówczas morze, wręcz
ocean kup. Moje pytanie brzmi- czy mogę sprzątnąć jakąkolwiek kupę, czy muszę
koniecznie szukać tej zostawionej przez mojego psa? Czy zakładamy, że sztuka
jest sztuka?
A o mojej sympatii do obecnie wykonywanej pracy niech świadczy fakt ze pisze post o psiej kupie.
Inne psie wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz